piątek, 9 maja 2014

Przepraszam

Przepraszam, że nie ma rozdziału, który już powinien być, ale jestem zagrożona z matematyki i muszę ją poprawić, ponieważ mam trochę jedynek. Rozdział pojawi się może jutro, albo pojutrze, jeśli nie to postaram się na tygodniu. Przepraszam jeszcze raz!

EDIT (04.07.2014) :
Rozdział jest w trakcie pisania. Przepraszam, że was tak zawiodłam. Dodam go jak najszybciej.

czwartek, 1 maja 2014

Chapter five

- Bieber miałeś nikogo nie przyprowadzać - warknęłam.
- Oh przepraszam, ale to nie ja wziąłem ze sobą... - zrobił przerwę i zaczął liczyć osoby, które stały za mną. - DZIEWIĘĆ OSÓB KURWA.
- Po pierwsze ja ani ty nie mówiliśmy niczego, co by zabraniało mi przyprowadzić jakieś os...
- Kurwa Anabell ty się z nimi zadajesz? - przerwało mi warknięcie Ashton'a za mną, który pokazywał na trzech magów ognia.
- Jak widać - mruknęłam. 
- Mówiłem ci coś do cholery, że masz trzymać się od nich z daleka! Szczególnie od nich. Oni są źli Anabell. - Splunął Ash.
- Nikt tutaj nie kazał ci przychodzić, to ja z Bellą się umówiłem, a nie z tobą, więc jeśli masz jakiś problem to wypierdalaj. - Justin zacisnął mocno pięści i szczękę. 
- Nie będziesz mi rozkazywał co mam robić. - syknął mój brat. W tym momencie Justin pchnął ogniem w niego, ale ten szybko obronił się ziemią, którą wyciągnął z podłogi, a następnie wysłał kilka kamieni w stronę blondyna. Obawiam się, że po dzisiejszej nocy na sala nie będzie wyglądać tak samo jak wcześniej. Kurwa, już teraz nie ma kawałka podłogi, bo Ashton cały czas zabiera z podziemi, ziemię czy kamienie!
Do walki przyłączyła się ognistowłosa dziewczyna, którą widziałam kiedyś na korytarzu, jakiś nieznany dla mnie chłopak, Beau, Diana i Calum, bo bliźniacy, Niall i Louise stali obok mnie i przyglądali się walce. Gdy zobaczyłam jak Beau i ta dziewczyna oberwali, wyszłam na środek uchylając się, ponieważ w moją stronę leciał strumień wody, zacisnęłam pięści. 
- Macie kurwa w tej chwili przestać - warknęłam. - Jeśli tobie się coś Ashton nie podoba to masz stąd spierdalać! - krzyknęłam. Będzie na mnie zły i obrażony, ale to nie moja wina, tylko jego. Brat zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem, które później wymienił z Beau, Jai'em i Calumem. We czwórkę wyszli z sali trzaskając drzwiami. - Komuś coś jeszcze nie pasuje?
Kiedy nikt się nie odezwał, kazałam im to posprzątać. Z uśmiechem na ustach patrzyłam jak Diana gasiła palący się jeden ze stolików oraz zasłony, Luke układa ziemię, a potem podłogę z kamieni, którą następnie przykrywa dywanem, żeby nie było nic widać. Za to Niall, Justin i ten chłopak podnoszą poprzewracane półki, krzesła i fotele. Po chwili podeszła do mnie ognistowłosa dziewczyna i podała rękę.
 - Vanessa - powiedziała sucho. 
- Anabell. - Uścisnęłam jej rękę. 
- Wiesz, że to co mówi twój brat to nieprawda? My nie jesteśmy źli. - Vanessa przegryzła wargę. 
- Wiem to, ale nie mam pojęcia, dlaczego on i Brooks'owie oraz Niall tak sądzą. - westchnęłam. 
- To przez Demon'a. - Dziewczyna wzruszyła ramionami. 
- Demon'a? - Zmarszczyłam brwi.
- No tak, Demon'a Peterson'a.
- PETERSON'A? T.E.G.O. PETERSON'A, PRZECIEŻ JEGO OJCIEC JEST...
- Władcą ognia, tak wiem. Cóż on jest niebezpieczny, wszystko go wkurwia, jeden zły ruch i leżysz na OIOM'ie. - Przegryzłam od środka policzek. Co jeśli on jest wybrańcem, albo jego ojciec. Co jeśli któryś z nich jest TYM, który ma zniszczyć planetę. Tak mówi jedna z przepowiedni. "Władca ognia zniszczy planetę. Będę ciężkie czasy. Tylko dwoje magów, z pomocą przyjaciół, może go pokonać, ale muszą się zjednoczyć i odkryć swoje talenty, wartości, lecz muszą się pogodzić z ceną, jaką przez to zapłacą i bla, bla, bla, bla, bla". Tak własnie ona brzmi.
- Ale co on zrobił mojemu bratu?
- Wdali się w małą, wielką kłótnie, nie odbyło się to bez walki i Ash'a w szpitalu. Twoi rodzice byli o tym zawiadomieni, ale nie wiem czy ci to powiedzieli, skoro nie wiesz.
- Dobra rozumiem. - wyjęłam telefon z kieszeni i sprawdziłam godzinę, była wpół do drugiej w nocy. - Idziemy spać, dzisiaj i tak nic nie zrobimy.
Wyszliśmy z sali i pokierowaliśmy się do swoich pokoi. Mam teraz tyle pytań odnośnie tego co tu się działo, ale jestem strasznie zmęczona, jak reszta. Dowiem się tego później i jeszcze będę musiała przeprosić Ashton'a. Będzie ciężko.

_________

Witam z nowym rozdziałem. Było 20 komentarzy, ale jestem wkurwiona na was strasznie. Widzę, że nie podoba wam się moja metoda: ... komentarz = rozdział kolejny. Trudno. Teraz rozdział będzie pojawiał się co tydzień, a jeśli będę miała zły humor, co 2 tygodnie. Do następnego.


niedziela, 27 kwietnia 2014

Chapter Four

Diana patrzyła na mnie wyczekująco. Westchnęłam i zaczęłam jej opowiadać wszystko od początku.

*Fleshback*

Zakaszlałam i otworzyłam oczy. Leżałam w jakimś łóżku, ale to nie był mój pokój. Po chwili rozpoznałam, że jestem w małym szkolnym szpitalu. Spojrzałam w lewo i na stoliku leżała czerwona róża. Podniosłam się na łokciach do góry i przypomniałam sobie, dlaczego tu leżę. Coś trafiło mnie w brzuch. Szybko zajrzałam pod kołdrę i swoją bluzę, ale na moim brzuchu nie było żadnego śladu. Pewnie uzdrowicielki to uleczyły i nie była to jakaś straszna rana. Podniosłam się z łóżka i jak na zawołanie jedna z pielęgniarek weszła do sali.
- Anabell, w końcu wstałaś. W sumie to i tak szybciej niż się spodziewałam. - uśmiechnęła się do mnie złotowłosa.
- Jak ja się tu znalazłam? - spytałam.
- Przyniósł Cię Justin. Mam go zawołać? Siedzi biedaczek tutaj już dwie godziny, czekając aż się obudzisz. - wyszła z sali nie czekając na moje pozwolenie. Po chwili wszedł tutaj ten sam chłopak, którego widziałam przed straceniem przytomności.
- Na szczęście nic ci nie jest. - odetchnął z ulgą kiedy zobaczył, że stoję na własnych nogach. - Jestem Justin i strasznie mi przykro, że oberwałaś.
- Nie ma sprawy. - zmarszczyłam brwi. - Czym oberwałam?
- Moją kulą ognia. Przepraszam, nie widziałem Cię! Rzucałem kulą w moją przyjaciółkę, ale ty stałaś mi na drodze i nie zdążyłem jej zatrzymać, a potem ty...
- Dobra przeprosiny przyjęte - przerwałam mu.
- Jestem Justin. - uśmiechnął się i podał mi rękę.
- Anabell. - uścisnęłam ją.
- Może odprowadzę Cię do pokoju? - spytał z nadzieją wymalowaną na twarzy.
- Jasne. - uśmiechnęłam się i wyszliśmy razem z sali, a potem pokierowaliśmy się w stronę mojego pokoju.

Szliśmy w ciszy, ale po chwili Justin spytał:
- Jesteś magiem wody? Szkoda, bo żywioł ognia jest lepszy. - Zmarszczyłam brwi.
- Mylisz się, żywioł ognia wcale nie jest lepszy od wody. 
- Och, ale wodą nikogo nie spalisz, możesz jedynie zamoczyć - prychnął. 
- Ale ognia nie zamrozisz - warknęłam. - Po drugie magowie ognia są roztrzepani, nie panują nad swoimi emocjami. - Wzruszyłam ramionami.
- Co ty kurwa wygadujesz? - Widziałam jak zaciska pięści.
- Mówiłam. 
- Suko nie znasz się! Jesteś gównianym magiem wody, nic nie umiesz i nie pierdol mi tu.
- Czyli miałam rację, magowie ognia nie panują nad swoimi emocjami. 
- Szmato posłuchaj. - Przyparł mnie do ściany. - Lepiej ze mną nie zadzieraj, nawet nie wiesz dziwko do czego jestem zdolny.
- Nie.Jestem.Dziwką. - syknęłam. 
- Czyżby? Żegnam. - Odepchnął się od ściany i ruszył w stronę swojego pokoju. Zatrzymałam go i spoliczkowałam. Pierdolony kutas.

* End Fleshback *

- Ashton mówił, że nie wolno ufać magom ognia - powiedziała Diana.
- Tak mówił, ale na podstawie jednego idioty nie będę oceniać wszystkich.
- Nie oszukuj się Anabell, znam ich wielu i wszyscy są tacy sami. - Wzruszyła ramionami i wróciła do malowania paznokci. Jęknęłam i zakryłam twarz poduszką. Nie będę słuchać się Ashtona nadal, ani Diany, ani Brooks'ów. Jestem uparta, wiem to. Ale muszę zapomnieć o nich i zająć się tą księgą jestem ciekawa, dlaczego ona jest pusta. Schowałam swój telefon do kieszeni i wyszłam z pokoju mówiąc dziewczynie, że idę do biblioteki. Co chwilę rozglądałam się, żeby być pewna, że jakaś kula ognia nie leci w moją stronę. Otworzyłam drzwi i przywitałam się z bibliotekarką. Pokierowałam się do półki, gdzie ona leżała. Wzięłam ją w ręce i usiadłam w najbardziej oddalonym fotelu. Przeczytałam ponownie tytuł i ją otworzyłam. Zmarszczyłam brwi, kiedy zobaczyłam, że na pierwszej stronie są jakieś obrazki... Nie to są raczej hieroglify. Położyłam przedmiot na stoliku i zaczęłam przeszukiwać wszystkie zwoje, które się tutaj znalazły. Trafiłam na jeden, na którym były podobne rysunki. Wróciłam na swoje miejsce, położyłam księgę na kolanach i zaczęłam sobie tłumaczyć.
 N I E N A W I Ś Ć   P R O W A D Z I   D O   Z G U B Y
Nienawiść prowadzi do zguby? Czyli co mam przez to rozumieć?
Ta książka jest do dupy. Zrezygnowana wstałam i odłożyłam zwój na miejsce. Zaczęłam rozglądać się po bibliotece. Widocznie pani, która tutaj pilnuję porządku, poszła sobie na przerwę. Idealnie. Wyszłam szybko i jak najmniej zauważalnie z pomieszczenia. Szybki krokiem udałam się do swojego pokoju, oczywiście z księgą.
- Anabell? Gdzie się tak spieszysz? - usłyszałam za sobą głos, którego na pewno usłyszeć nie chcę, szczególnie nie teraz. Przyspieszyłam tempo, ale niestety Justin podbiegł do mnie. - Co tam masz?
Wyrwał mi księgę z rąk i przeczytał tytuł. - Strzeżone tajemnice nieźle. Szkoda tylko, że ona jest pusta.
- Skąd wiesz? - spytałam.
- Ponieważ na pierwszym roku też ją znalazłem, ale kiedy zobaczyłem, że jest pusta dałem sobie spokój. - Wzruszył ramionami i otworzył ją. Jego oczy się rozszerzyły, kiedy zobaczył hieroglify na pierwszej stronie.
- Jak to zrobiłaś?
- Nie wiem, dzisiaj już były.
- Wtajemnicz mnie.
- NIE, nie ma mowy sama sobie poradzę.
- Jeśli nie to powiem dyrektorowi, że wyniosłaś tą książkę z biblioteki bez wypożyczania. - Na jego twarz wstąpił złośliwy uśmiech.
- Skąd wiesz, że jej nie wypożyczyłam. - Uniosłam brwi i wyrwałam przedmiot z jego rąk.
- Bo takich staroci, szczególnie tych jebanych tajemnic nie wolno wypożyczać.
- Dobra. Spotkamy się o północy w tej pustej sali na drugim końcu szkoły. Masz nikogo nie przyprowadzać. - Dałam nacisk na 'nikogo'. Justin kiwnął głową i ruszył w kierunku, z którego przyszedł.

Nacisnęłam na klamkę i już miałam wychodzić z pokoju, ale usłyszałam głos Diany.
- Gdzie idziesz? - spytała.
- Umm... Ja ten... Nie ważne. - westchnęłam.
- Na imprezę? Idę z tobą! - wyskoczyła z łóżka jak poparzona i zaczęła grzebać w szafie.
- Diana! Nie idę na żadną imprezę. - Skrzyżowałam ramiona na piersi.
- No to niby gdzie? - uniosła brwi, a kiedy jej nie odpowiedziałam pobiegła do łazienki, a po chwili wyszła z niej ubrana, uczesana i umalowana. Nie mam zielonego pojęcia jak to zrobiła.
- Pójdziemy jeszcze po Beau'a i chłopaków. - Zaklaskała w dłonie i wybiegła z pokoju.
- Diana, nie stój - krzyknęłam szeptem, ale ona już była pod pokojem mojego brata. Weszliśmy tam, zaczęła z nimi gadać, a potem czwórką, oczywiście oni mnie tam zaciągnęli, poszliśmy po bliźniaków i Niall'a.
Jest kurwa źle, bardzo źle. Właśnie idę z dziewięcioma osobami, bo po drodze spotkaliśmy Louise i jej brata, którzy oczywiście dołączyli się do nas. Kurwa. Miałam być tylko ja i Justin, a dołączyło jeszcze 9 osób i nie mogłam się ich pozbyć. Stanęliśmy pod salą, a ja powoli otworzyłam ciężkie drzwi. Weszłam do niej i to co zobaczyłam maksymalnie mnie wkurwiło.

__________

Siemano! Witam z nowym rozdziałem, który nie powinien się pojawić, bo jedna osoba naspamiła (idk czy jest taki wyraz) ok. 10 komentarzy. Ludzie ja wiem, kiedy ktoś pisze parę komentarzy, ale dla pewności chcę, żebyście się podpisywali waszym : twitterem, askiem, facebook'iem, tylko podpisane komentarze będę zaliczać (tu chodzi o anonimowych czytelników, nie tych co mają konta na blogspot'cie). ;)
Rozdział 5 pojawi się, kiedy będzie 20 komentarzy. :)

PS: Zapraszam http://ssis-harrypotter.blogspot.com/ według mnie będzie ono dobre.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Chapter Three

Wyłączyłam budzik, który od około pięciu minut wydawał z siebie irytujący dźwięk. Nie chciało mi się wstawać szczególnie po wczorajszej/dzisiejszej nocy. Nie dość, że wróciliśmy około drugiej to jeszcze prawie zostaliśmy przyłapani. Zwlekłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej ubrania i udałam się w kierunku łazienki. Umyłam się, bo kiedy wróciłam nie miałam na to siły. Po wysuszeniu włosów, umyłam dokładnie zęby i nałożyłam standardowy makijaż. Po wyprostowaniu włosów wyszłam z łazienki i zobaczyłam, że Diana nadal śpi. Podeszłam do jej łóżka i zaczęłam ją budzić.
- Diana wstawaj, bo nie zdążysz do szkoły, nie mówiąc już o śniadaniu.
- Co? Która jest godzina? - spytała, wciąż śpiąc.
- Za piętnaście ósma - powiedziałam patrząc na ekran telefonu.
- KTÓRA?! - wykrzyczała i jak poparzona wyskoczyła z łóżka. Szybko pobiegła do łazienki, a ja potem usłyszałam tylko szum wody. Wzruszyłam ramionami i wyszłam z pokoju zabierając swoją torbę. 

- Pamiętajcie, muszą to być płynne ruchy. - nasz nauczyciel pokazywał jak otoczyć się strumieniem wody. 
Zebrałam wodę i spróbowałam zrobić to co nauczyciel. Nagle jej strumień poszedł do góry i następnie opadł na mnie. Na szczęście nie byłam jedyną osobą w klasie, której się to stało. Za to Diana perfekcyjnie radziła sobie z zadaniem. Nauczyciel podszedł do mnie pokręcił głową, zrobił jakiś ruch rękami, a ja nagle byłam sucha. Pewnie zebrał całą wodę z mojego ciała, ubrań oraz włosów. Uśmiechnęłam się do niego i znów spróbowałam robić to co on pokazywał. Tym razem woda prysnęła mi w twarz. 
- To są chyba jakieś żarty. - Tupnęłam nogą jak mała dziewczynka. Niall, który stał koło mnie i zaczął się śmiać, zrobił to samo co nauczyciel, a moja twarz znów była sucha. 
- Nauczysz się tego - powiedział opanowując śmiech. Prychnęłam. Dla niego to łatwe, bo uczy się tego już drugi rok. Tak w ogóle kto do jasnej cholery wymyślił to, żeby drugoroczniaki uczyli się razem z pierwszoroczniakami? Próbowałam to zrobić po raz kolejny, już prawie mi wyszło, ale woda nagle spadła na ziemię i zachlapała mi buty. Od kolejnych fal śmiechu Niall'a, uratował mnie upragniony dzwonek. Przede mną ostatnia lekcja czyli fizyka. Nienawidzę tych ludzkich lekcji, ale niestety musimy się ich uczyć, bo nie każdy jak dorośnie dołącza do "Association Des Magiciens Eau" czyli - Stowarzyszenia magów wody. Wzięłam moją torbę i prawie biegiem wyszłam z klasy. Do ostatnich zajęć mam godzinę, więc postanowiłam pójść do biblioteki i poczytać jakieś stare księgi. Tylko nie myślcie, że jestem jakimś kujonem! Po prostu lubię czytać. Weszłam do pomieszczenia pełnego różnych książek, ksiąg i zwojów. Przywitałam się grzecznie z panią bibliotekarką i zaczęłam przeglądać półki. Natknęłam się nagle na księgę, która była obłożona skórą, a jej rogi były ozdobione złotem. Miała oczywiście zakurzoną powierzchnię. Przetarłam ręką okładkę na której widniał napis "Secrets gardés" czyli - strzeżone tajemnice. Umiałam prawie doskonale francuski, więc czytanie i zrozumienie tekstu nie będzie dla mnie trudne. Tylko jedno pytanie, dlaczego księga w której najprawdopodobniej są jakieś ważne SEKRETY, normalnie leży sobie na półce w bibliotece, do której prawie każdy ma dostęp. Zaszyłam się w kącie i otworzyłam księgę. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy wszystkie kartki były puste. Zaczęłam bardziej przyglądać się stronom. Ani jednego słowa, po prostu pustka. Zamknęłam ją z powrotem i odłożyłam na półce. Sięgnęłam po kolejną na której już po angielsku widniał czarny nadruk "Kingdom of fire", wzruszyłam ramionami i zatopiłam się w lekturze.

Spóźniona, spóźniona, jestem kurwa spóźniona na fizykę! Cholera ta księga o Królestwie Ognia była strasznie wciągająca, że straciłam rachubę czasu. Stanęłam pod klasą, w której aktualnie mam fizykę, wzięłam kilka głębokich wdechów i wydechów. Zapukałam w drzwi, a następnie je otworzyłam. Nagle wszystkie pary oczu spoczęły na mnie. Nauczyciel posłał mi surowe spojrzenie i wypowiedział jedno słowo
- koza. Opuściłam ramiona i podeszłam do jedynej wolnej ławki w klasie, która stała przed biurkiem jego biurkiem. Świetnie. Wyjęłam swoje książki i zeszyt do fizyki, i zaczęłam przepisywać temat z tablicy.
Po skończeniu notatki, którą zadał nam pan, zaczęłam bazgrać z tyłu zeszytu. Lekcja strasznie mi się dłużyła, a kiedy usłyszałam zbawienie aka dzwonek kończący zajęcia uśmiechnęłam się szeroko. Wyszłam z sali prawie ostatnia. Za chwilę mam kozę, więc postanowiłam udać się do klasy, w której będzie ona się odbywać. Po drodze spotkałam brata, który zaczął się ze mnie śmiać, że już pierwszego dnia dostałam kozę. Nie ma to jak wsparcie rodziny. Usiadłam pod klasą i czekałam na nauczycielkę.

- Wreszcie w pokoju - mruknęłam do siebie i opadłam na łóżko. Była siedemnasta, a ja dopiero wróciłam z kozy. Leżałam chwilę na łóżku i nie mogłam zapomnieć o tej księdze, której strony były puste. Postanowiłam, że pójdę do biblioteki i jeszcze raz się jej przyjrzę. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej wygodniejsze ubrania. Kiedy weszłam do łazienki to załatwiłam swoją potrzebę fizjologiczną i związałam włosy w kucyk, a potem ubrałam się w wygodniejsze ubrania. Wyszłam z pokoju zamykając go na klucz i ruszyłam w stronę biblioteki pewnym krokiem. Nagle usłyszałam, że ktoś głośno krzyknął - uważaj, a ja potem tylko poczułam mocny ból brzucha, zgięłam się w pół i upadłam na podłogę. Przed tym kiedy straciłam przytomność, zobaczyłam chłopaka, który chyba powtarzał w kółko 'kurwa', później była tylko ciemność.

Zakaszlałam i otworzyłam oczy. Leżałam w jakimś łóżku, ale to nie był mój pokój. Po chwili rozpoznałam, że jestem w małym szkolnym szpitalu. Spojrzałam w lewo i na stoliku leżała czerwona róża. Podniosłam się na łokciach do góry i przypomniałam sobie, dlaczego tu leżę. Coś trafiło mnie w brzuch. Szybko zajrzałam pod kołdrę i swoją bluzę, ale na moim brzuchu nie było żadnego śladu. Pewnie uzdrowicielki to uleczyły i nie była to jakaś straszna rana. Podniosłam się z łóżka i jak na zawołanie jedna z pielęgniarek weszła do sali.
- Anabell, w końcu wstałaś. W sumie to i tak szybciej niż się spodziewałam. - uśmiechnęła się do mnie złotowłosa.
- Jak ja się tu znalazłam? - spytałam.
- Przyniósł Cię Justin. Mam go zawołać? Siedzi biedaczek tutaj już dwie godziny, czekając aż się obudzisz. - wyszła z sali nie czekając na moje pozwolenie. Po chwili wszedł tutaj ten sam chłopak, którego widziałam przed straceniem przytomności.
- Na szczęście nic ci nie jest. - odetchnął z ulgą kiedy zobaczył, że stoję na własnych nogach. - Jestem Justin i strasznie mi przykro, że oberwałaś.
- Nie ma sprawy. - zmarszczyłam brwi. - Czym oberwałam?
- Moją kulą ognia. Przepraszam, nie widziałem Cię! Rzucałem kulą w moją przyjaciółkę, ale ty stałaś mi na drodze i nie zdążyłem jej zatrzymać, a potem ty...
- Dobra przeprosiny przyjęte - przerwałam mu.
- Jestem Justin. - uśmiechnął się i podał mi rękę.
- Anabell. - uścisnęłam ją.
- Może odprowadzę Cię do pokoju? - spytał z nadzieją wymalowaną na twarzy.
- Jasne. - uśmiechnęłam się i wyszliśmy razem z sali, a potem pokierowaliśmy się w stronę mojego pokoju.
Justin nie odprowadził mnie do pokoju, ponieważ w drodze do niego pokłóciliśmy się o to, który żywioł jest lepszy. Później on wymienił parę ciętych uwag w moją stronę, ja go spoliczkowałam, no i tyle. Teraz leżę w swoim łóżku i myślę, że raczej nie będziemy przyjaciółmi.

__________

I jest rozdział trzeci. Przepraszam, za spóźnienie i dziękuję za 14 komentarzy pod poprzednią notką! :)
Pojawił się już Justin i nie wiem czy tak wyobrażaliście sobie ich spotkanie. Chyba trochę więcej dzieje się w tym rozdziale i pojawia się pierwsza tajemnica, którą Anabell będzie musiała rozwikłać ;) Ale to później.
Przepraszam za każdy błąd, szczególnie interpunkcję, który pojawił się w tej notce. Słabo mi idzie język polski więc, cóż.
Rozdział 4 pojawi się, kiedy będzie 15 komentarzy. :)
EDIT: Nie zaliczam do tych 15 komentarzy typu " :)) ".

niedziela, 20 kwietnia 2014

Chapter Two.

- Boże Święty jaki ty syf. - skrzywiłam twarz, rozglądając się po pokoju brata.
- Nie przesadzaj. - fuknął Beau i zrzucił z łóżka na podłogę, ubrania i jakieś książki, które na nim leżały.
- Po co mnie wołaliście? Jeśli myślicie, że będę to sprzątać to sobie darujcie.
- Nie po prostu chciałem spytać, jak ci się podoba szkoła. - popatrzył na mnie Ashton.
- Jeszcze jej nie zaczęłam? Rozpoczęcie jest dopiero jutro. - powiedziałam. - Dobra czego chcecie.
- W sumie to niczego.
- Nie jestem głupia.
- Polemizowałbym - powiedział i zaśmiał się, przez co dostał ode mnie ostrzegawcze spojrzenie. - Nie ważne. Chcę ci powiedzieć, żebyś trzymała się z daleka od magów ognia. Oni nie są miłymi i dobrymi uczniami.
- Cóż... Będę zadawać się z kim chcę Ash. Nie jesteś moim ojcem.
- Ale jestem twoim jebanym starszym bratem, więc masz się mnie słuchać - warknął.
- Zastanowię się. A teraz jeśli pozwolicie, wyjdę z waszego brudnego pokoju i udam się na zewnątrz - powiedziałam i wyszłam trzaskając drzwiami.
Nie będę robić tego co chce mój brat, tylko dlatego że on ma taki kaprys. Będę zadawać się z kim chcę i kiedy chcę. Szłam powoli korytarzem między pokojami. Z jednego z nich wyszła ognistowłosa dziewczyna. Jej wyraz twarzy pokazywał, że jest wkurzona.
- Kurwa Vanessa, ostatni raz chciałaś spalić mój pokój - z tego samego pomieszczenia wybiegł chłopak, o głowę wyższy od dziewczyny.
- Och, mówiłam ci, że jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie dziwką to, to się stanie - splunęła dziewczyna.
- Bo nią jesteś - syknął ciemny blondyn. Jej włosy, tak przynajmniej mi się wydawało, stały się bardziej czerwone, a jej pięść była mocno zaciśnięta. - Dobra ogarnij się Conves.
- Nie wkurwiaj mnie jeszcze bardziej.
- Wiem, że mnie kochasz. - uśmiechnął się złośliwie. - Oj no dawaj mała.
- Nie wierzę, że jesteś moim przyjacielem. - uśmiechnęła się, jej włosy wróciły do poprzedniego koloru, a pięść już nie zaciskała się tak mocno. Chłopak założył jej rękę na ramiona i wrócili do pokoju.
Okej... To było bynajmniej dziwne. Ruszyłam w stronę tylnego wyjścia ze szkoły, co zajęło mi z 10 minut. Usiadłam na najbliższej ławce i zaczęłam się patrzeć w niebo.
- Uważaj jak chodzisz szmato. - jakiś nieznany głos warknął, przez co szybko odwróciłam głowę w tamtym kierunku. Dziewczyna z niebieskimi włosami leżała na ziemi, a chłopak o kruczoczarnych włosach stał nad nią i ją przeklinał. Nagle pchnął ze swojej pięści w stronę dziewczyny, płomień ognia. A potem tylko było słychać jej głośny krzyk. Chłopak odszedł, a ja do niej szybko podbiegłam Zebrałam trochę wody w ręce i położyłam je na jej prawej stronie twarzy. Nie umiałam uzdrawiać, ale mam nadzieję, że to trochę pomoże. Z jej oczu zaczęły wypływać łzy.
- Nic ci nie jest? Po co ja się w ogóle pytam. Chodź zaprowadzę cię do pielęgniarek. - podniosłam ją i przerzuciłam jej rękę przez swoje ramię, i zaczęłam prowadzić w stronę szkoły, a potem gabinetu pielęgniarek.


Rozpoczęcie roku szkolnego.

- Diana, jeśli za 5 minut nie wyjdziesz, to idę bez ciebie - krzyknęłam do dziewczyny, która od półgodziny jest w łazience. Poprawiłam swoją sukienkę.
- Idę - odkrzyknęła i wyszła z łazienki. Przeczesała swój strój ręką. - Dobra, chodź.
Wyszłyśmy z pokoju i zamknęłyśmy go. Do rozpoczęcia zostało ok. 10 minut więc musiałyśmy się pospieszyć. Kiedy weszliśmy do głównej sali, cała była zapełniona. Nauczyciele stali na takim jakby podeście. Po chwili wszedł dyrektor i wiecie co. Wygląda podobnie do Dumbledore'a ! Tylko nie ma długich siwych włosów i dziwnej czapki, a jego broda jest krótsza.
- Witam w nowym roku szkolnym, wszystkich uczniów i nauczycieli. Bez zbędnego gadania, przejdę do rzeczy - wydaję mi się, że się uśmiechnął. - Zapoznam nowych uczniów z zasadami w szkole, a reszcie je przypomnę:
1. Nie wychodzimy za mury szkoły, chyba, że jakiś nauczyciel, lub ja na to zezwoli.
2. Nie wchodzimy na najwyższe piętro szkoły.
3. Szanujemy nauczycieli.
Dyrektor omówił zasady panujące w szkole, ale nie słuchałam go, tylko rozglądałam się po sali.
- I na koniec, przypominam o mundurku szkolnym. Magowie ognia ubierają się tylko i wyłącznie na czarno-czerwony, magowie wody na czarno-niebieski, magowie powietrza na czarno-szary, a magowie ziemi na czarno-zielony. Bez wyjątku. Lekcje rozpoczynają się o godzinie 9, śniadanie jest o godzinie 8, obiad o 15, a kolacja o 19. Możecie już się udać do pokoi.
Wyszłam z sali i zobaczyłam Ashtona, poszłam w jego kierunku.
- Co dziś będziecie robić? - spytałam.
- Nie wiem, w tamtym roku poszliśmy na imprezę, ale to poza szkołą. Więc się wymknęliśmy, dzisiaj też to planujemy.
- Mogę iść z wami? - spytałam.
- Oczywiście ! - usłyszałam za sobą głos Niall'a.
- Przyjdź o 17 do naszego pokoju, wszystko wyjaśnimy - powiedział Ash.
- Okej, to ja już idę. - odwróciłam się i poszłam w kierunku pokoi. Chwilę później zobaczyłam w tłumie, niebieskie włosy. Z uśmiechem podeszłam do dziewczyny.
- Cześć Louise.
- Hej. - uśmiechnęła się słabo.
- Widzę, że pani McGree wyleczyła twoje oparzenie. - spojrzałam na twarz dziewczyny, gdzie nie było śladu.
- Tak. Przepraszam, ale muszę już iść. - pomachała mi i odeszła w stronę jakiegoś chłopaka.
Wzruszyłam ramionami i odeszłam.


__________

Wiem, że rozdział jest chujowy, ale nie chciało mi się pisać od nowa. Jest także krótki, więc przepraszam. Postaram się, żeby następny był dłuższy i o wiele lepszy. I jeszcze w następnym będzie więcej opisów ;)
Dodaję go dzisiaj, ponieważ jutro mnie nie będzie w domu.
Życzę wszystkim wesołych świąt i mokrego dyngusa ! xx
Rozdział 3 pojawi się, kiedy będzie 10 komentarzy. :)
PS: Dziękuję wam za 13 komentarzy pod poprzednim rozdziałem, dlatego wam to wynagrodzę kolejną notką, gdzie będzie o wiele ciekawiej. (:
Do następnego !

czwartek, 17 kwietnia 2014

Chapter One.

Ostatni raz rozejrzałam się po pokoju, mając nadzieję, że zabrałam wszystkie potrzebne mi rzeczy w nowej szkole. Jest 28 sierpnia i dzisiaj wyjeżdżam na drugi koniec kraju. Mój starszy brat chodzi tam od roku. Zamknęłam drzwi i zeszłam z ostatnią walizką po schodach na dół, reszta już była przy drzwiach frontowych. Podeszłam do mamy ją mocno uściskałam.
- Będę tęsknić - powiedziała ze łzami w oczach, kiedy się ode mnie odsunęła.
- Ja też - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. 
Gdy mój tato powiedział, że moje walizki znajdują się w bagażniku, rzuciłam szybkie 'cześć' mojej mamie oraz siostrze, która znikąd pojawiła się obok mnie. Wyszłam z domu i wsiadłam do samochodu na miejsce pasażera. Zapięłam pasy i odwróciłam się jeszcze raz w stronę budynku, moja mama machała mi z okna, a ja zrobiłam to samo w jej kierunku. Kiedy tata odjechał, odetchnęłam z ulgą. Nienawidzę takich pożegnań i chętnie bym wcale się nie żegnała, ale nie chciałam sprawiać przykrości mojej mamie, z którą zobaczę się za pół roku, kiedy będzie przerwa świąteczna. Mój brat był już na miejscu w tamtym tygodniu, nie pytajcie dlaczego, bo sama nie wiem. 

Około 40 minut później... 

Siedzę w samolocie, który jest już w powietrzu. Wyciągnęłam telefon z torebki i zaczynam grać w różne gry, żeby zabić czas. Co chwile przechodzą obok mnie jakieś osoby i niechcący szturchają mnie, co jest strasznie wkurzające. Po chwili zasypiam.

Kilka godzin potem...

Czekam na mojego kochanego, uwaga sarkazm, brata, który powinien być już tu pół godziny temu. Stoję z 4 walizkami przed lotniskiem ostro wkurwiona. Gdy nareszcie go widzę, idzie uśmiechnięty od ucha do ucha, jakby dumny z siebie, że musiałam na niego długo czekać. 
- Nie dało się szybciej? - spytałam zdenerwowana. 
- Ciebie też miło widzieć - prychnął na co przewróciłam oczami. Wzięłam swoje 2 walizki, a on resztę i poprowadził mnie do samochodu swojego kolegi. 
- Cześć - przywitał się ze mną brunet z cudownymi zielonymi oczami. 
- Hej. - uśmiechnęłam się lekko i wsiadłam do samochodu, kiedy chłopaki wsadzili moje walizki do bagażnika ruszyliśmy w stronę szkoły. 
- Masz na imię Anabell? - spytał kolega mojego brata patrząc w lusterko. 
- Tak, a ty?
- Beau, miło mi. - uśmiechnął się i wrócił do patrzenia na drogę. 
Po około 20 minutach, dojechaliśmy na miejsce. Szkoła robiła wrażenie. Oglądaliście Harry'ego Potter'a i widzieliście Hogwart? Ta szkoła była podobnych rozmiarów, tylko że bardziej prostokątna i nie miała tylu wieżyczek. 
- Robi wrażenie, huh? - popatrzył na mnie Ashton. - Zobacz ją w nocy, to będziesz zbierać szczękę z ziemi  - zaśmiał się. 
Nie odzywając się ruszyliśmy w stronę wejścia, a potem sekretariatu, żebym mogła odebrać swój: rozkład zajęć, klucz oraz numer pokoju i plan szkoły na wszelki wypadek, gdybym się zgubiła. 
Chłopaki odprowadzili mnie pod pokój i poszli do swoich. Zapukałam lekko w ciemne drewno i otworzyłam drzwi. Pokój był średniej wielkości. Stały w nim 2 łóżka jednoosobowe, na których leżała biała pościel. Ściany były pokryte jasnoniebieską farbą. Naprzeciwko łóżek stały wielkie szafy z ciemnego drewna oraz szafki nocne obok miejsca do spania, na których stały, także jasnoniebieskie lampki. Na prawo były drzwi zapewne do łazienki. Wciągnęłam swoje walizki do pomieszczenia i postawiłam je przy łóżku, które było wolne. Po jakimś czasie z łazienki wyszła szczupła blondynka. Kiedy mnie zobaczyła na jej twarzy pojawił się grymas, którego szybko zastąpiła sztucznym uśmiechem.
- Hej, jestem Diana, a ty jesteś moją współlokatorką? - podała mi ręką którą uścisnęłam lekko.
- Tak, mam na imię  Anabell.
- Dobrze Anabell. Więc możesz się urządzić, ponieważ ja wychodzę. Wrócę niedługo. - wyszła z pokoju zamykając drzwi.
Postanowiłam, że się rozpakuję. Otworzyłam pierwszą walizkę, gdzie miałam różne rzeczy jak koc, ładowarka, laptop, aparat, ramki ze zdjęciami, moją miękką poduszkę oraz inne tego typu przedmioty. Czarny koc rozścieliłam na łóżku, laptop włożyłam pod poduszkę, a ładowarkę do niego oraz do telefonu włożyłam do szuflady szafki nocnej. Z walizki wyjęłam jeszcze dwie kosmetyczki, które zaniosłam do łazienki. Następnie otworzyłam 3 walizki, w których znajdowały się ubrania, bielizna i buty. Poukładałam wszystko w szafie, zmęczona opadłam na łóżko. Wyjęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na godzinę. 18.23. Przeciągnęłam się i wstając z łóżka wyszłam z pokoju, zamykając go na klucz. Zaczęłam szukać pokoju mojego brata. Kiedy znalazłam drzwi, na których był numer 267 zapukałam i weszłam. W pomieszczeniu było około 6 osób. Wszyscy spojrzeli na mnie. Odchrząknęłam.
- Przyszłam do Ashtona - powiedziałam.
- Niezłą dupę wyrwałeś Ash. - zagwizdał blondyn z irlandzkim akcentem.
- To jest moja siostra, cioto. - brat rzucił poduszką w niebieskookiego, a ten szybko do mnie podszedł.
- O kurwa przepraszam. Nie wiedziałem. Mam na imię Niall. - uśmiechnął się pokazując rząd równych zębów.
- Anabell - odparłam podając rękę i mając nadzieję, że on ją uściśnie. Niestety, nie poszło po mojej myśli, ponieważ Niall pocałował jej wierzch.
- Daj spokój, nie przymilaj się i tak pewnie cię nie chce. - powiedział jakiś chłopak.
- To nie prawda! - fuknął. - Podobam ci się, co nie?
Zignorowałam jego i popatrzyłam na Ashtona.
- Masz dziwnych znajomych.
- Ej! Nie oceniaj wszystkich, przez jednego idiotę - powiedział szatyn, który siedział obok Diany.
- Sorry - mruknęłam.
- Dobra, mniejsza o to. Więc tak Bella, to jest Luke, Jai, Beau, ale jego już znasz, Niall, go również i Diana. - Ash pokazywał na każdego po kolei.
- Miło mi was poznać.


Następny dzień. Ranek.

- Bella wstawaj. Bella obudź się. DO JASNEJ CHOLERY ANABELL WSTAWAJ! - ktoś krzyknął do mojego ucha, przez co siadłam prosto. Obróciłam głowę w stronę Diany.
- Jezu Chryste już wstaję, czego krzyczysz - powiedziałam i przetarłam dłońmi oczy.
- Masz godzinę, bo o 9 jest śniadanie. - wyszła z pokoju, zostawiając mnie samą.
Zeszłam z łóżka i weszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, założyłam bieliznę, wysuszyłam włosy oraz je wyprostowałam. Półnago wyszłam z łazienki i podeszłam do swojej szafy, wyciągając z niej ubrania. Ubrałam się i nałożyłam makijaż. Do kieszeni szortów włożyłam telefon i pieniądze. Wychodząc z pokoju zamknęłam go na klucz.



__________

Było 5 komentarzy więc jest nowy rozdział. Zostawcie swoją opinię w komentarzu. Wiem, że jest nudno i nic się nie dzieje, ale to nie jest jeszcze ten czas, bo wszystko mam przygotowane, ale na późniejsze rozdziały.
Rozdział 2 pojawi się, kiedy będzie 8 komentarzy. :)

Do następnego ! xx

EDIT: Wiem, że już jest 8 komentarzy, a nawet 11, za co ogromnie dziękuję, ale niestety rozdział pojawi się dopiero w poniedziałek. Niby go napisałam, ale wyszedł tak chujowy, że go skasuję i napiszę od nowa :).

I jeszcze chciałam wam życzyć Wesołych Świąt i szczęśliwego jajka ! :D
Więc do zobaczenia x

środa, 16 kwietnia 2014

Prologue

4 główne żywioły. Ogień, woda, ziemia i powietrze. Szkoła niby taka sama, jak inne, ale jednak.
Anabell ma dar wody, ale nie umie jeszcze uzdrawiać. Jest silna, sprytna, pewna siebie, śmiała, odważna, lubi swoją figurę oraz wygląd, ale nie jest zarozumiała.
Justin ma dar ognia, którym umie się 'dobrze posługiwać'. Jest także silny i odważny oraz pewny siebie, leniwy i dowcipny.
Oboje mają podobne charaktery, ale czy będą zawsze dla siebie złośliwi i zgryźliwi czy postanowią być przyjacielscy?
Uczniowie 4 Elemental Magic School nie wiedzą, ile ona ma tajemnic, przeciwko którym będą musieli stawić czoła.




__________

Jest to prolog mojego opowiadania. Jeśli cię zaciekawił, zostaw po sobie komentarz. Jeśli masz do mnie jakieś uwagi, pokazać mi jakie błędy popełniam napisz to w komentarzu, a ja postaram się zmienić. :)
Rozdział pojawi się, kiedy będzie 5 komentarzy. :) 
(Przepraszam, że robię ' na komentarze ', ale zależy mi na nich, ponieważ chcę widzieć, że ktoś czyta moje wypociny. (:
Więc do następnego ! xx

Obserwatorzy